poniedziałek, 7 listopada 2011

226. W-f.

Poniedziałek minął, o dziwo, szybko. Na wf grałyśmy w unihokeja. W przeciwnej drużynie grała nasza pani od wf. Powiem krótko, pani chyba grała najwięcej
w tamtej drużynie… Uderzyła mnie piłką w ramię i miałam potem ślad, wygrywały
z nami, ale w rezultacie to my wygrałyśmy. Cieszę się, że miałam taką drużynę, później znalazłyśmy na panią sposób : D Ktoś mnie potem trafił piłką w rękę, nie powiem, że to była Aga xD Za to Capron strzeliła nam samobója, ale wiem, że to był przypadek, Karolina nie jest zbyt ruchliwa, a Magda stała na bramce i w tym jest najlepsza, wspaniale broniła wiele ataków przeciwników xD
Nie wiem czy się klei ta notka, ale na szybko pisałam, bo wracam do ogarniania lekcji xD Chyba nie mówiłam, że od 20 jesteśmy z Sylwią same z Misiem, bo rodzice pojechali odwieźć dziadków do sanatorium do Kołobrzegu, więc pewnie w nocy wrócą. : ) A dziadkowie na trzy tygodnie pojechali.

Aga, brakowało mi Ciebie <3 

Uwielbiam te zdjęcia, ta dziewczyna i bluzka <3

1 komentarz:

  1. unihokej+ja=bardzo niebezpieczna gra :P
    kiedyś tak zamachnęłam się kijem, że uderzyłam kolegę...w krocze :P biedaczysko zwijało się z bólu przez następne 3lekcje, a tydzień omijało mnie szerokim łukiem :P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za odwiedziny i wszystkie komentarze :)
Drogi Anonimie, jeśli możesz wpisuj swoje imię ;)