niedziela, 17 kwietnia 2011

006. Przejściowa słabość...

Wszystko było pięknie dopóki mama nie wróciła z zawodów.

Może powiem w skrócie co się działo i co na mnie tak negatywnie wpłynęło:
Moja siostra i ja zaczęłyśmy 7 lat temu trenować karate.
No i w tym roku przestałyśmy z prostych powodów, w sumie to jednego: nie mamy już takiego czegoś, tej chęci co była kiedyś... ona.. wygasła...
Bardzo wspierał nas w tym wujek - brat mamy.
Oczywiście cała rodzina po mamę i tatę po dziadków, ciocie i wujków...
Jak zawody organizował nasz klub to m.in. też wujek, mama, tata i my pomagaliśmy przy organizacji.
 I tym razem też tak było.

My z tatą nie pojechałyśmy, wiadomo dlaczego <czyt. poprzednie notki>,
więc mama z wujkiem sami pojechali.
My w sumie, szczerze powiem, nie chciałyśmy tam jechać.
Taka ładna pogoda, a my mamy siedzieć na hali... 
No nie uśmiechało nam się to.

Ale dobra wracamy jak mama już przyjechała po:
 po prostu mama miała nadzieję, że jednak przyjedziemy im pomóc.
Jedynym środkiem transportu był tata, który i tak musiał jeszcze pozałatwiać kilka spraw (dla nas to dobrze), no i nie przyjechaliśmy.

Dobra do rzeczy:
Mama cały czas wypomina nam, że przestałyśmy trenować, a ja już nie mogę tego słuchać.
Ja rozumiem, że to przeżywa i w ogóle, ale ja już nie mam ochoty, bo nie wiem, szczerze, co Sylwia o tym myśli, ale ja mam takie zdanie i po prostu zrobiłam sobie pauzę, bo nie wiem czy chce z tym skończyć.
Potem mama pokłóciła się z tatą (też w tej sprawie).
No i ogólnie cały dobry humor ulotnił się...

Jedziemy dalej:
Mama powiedziała, że może jutro pojedziemy z nimi. 
Ale nam dalej nie uśmiechało się siedzieć cały dzień tam, zresztą mamy szkołą, ale mniejsza z nią.
Oczywiście to ja z mamą dyskutowałam o tym, Sylwia nie ma tej natury co ja, że mówi to co myśli, a ja najpierw mówię, potem dopiero trawię to co powiedziałam.

Żeby nie przedłużać notki:
Poszło o to, że na zawodach mają mało pomocników i my jesteśmy potrzebne.
I że my nie chciałyśmy jechać. 
A już szczególnie same. 
Na początku miała jechać z nami Aga, ale rozumiem ją, bo jej też nie uśmiecha się cały dzień tam siedzieć, zwłaszcza, że nie do końca zna karate.

Stanęło na tym:
 Napisałam do naszej (Sylwii i mojej) przyjaciółki, Ani.
Zapytałam o testy gimnazjalne, które pisała w tym tygodniu.
I nagle mnie olśniło! 
Może Ania chciałaby pojechać z nami : )
Dawno się nie widziałyśmy, w końcu byśmy się zobaczyły, pogadały.
Wypadałoby wspomnieć, że Ania też trenuje karate.
No to napisałam o tym.
Nie wiem ile smsów wymieniłyśmy xD
Spóźniłam się, bo już o 15 gdzieś jedzie.
Chwila niepewności...
i RADOŚĆ!!! 
Może jechać! Pojedzie z nami! 

I tym oto sposobem poprawiła mi sobotni humor : )
Aniu, dziękuje Ci bardzo <3


Na koniec dam parę zdjęć : )

Ania <3
Zmieniłam Ani fotę na jej prośbę i błagania :P

Storczyki
Kawałek mamy żyrafy : )
Jak i również jej kwiatki : )
Stoją sobie trzy w dużym pokoju : )

1 komentarz:

Dziękuję bardzo za odwiedziny i wszystkie komentarze :)
Drogi Anonimie, jeśli możesz wpisuj swoje imię ;)